Przypominamy, jak ważna jest reakcja lekarzy, gdy umiera pacjent, który może być dawcą. Muszą natychmiast sprawdzić, czy nie wyraził sprzeciwu na przeszczep – mówi Tomasz Lam z grupy „Podaruj życie”, która pomaga dzieciom czekającym na transplantację.
Tuż po świętach wielkanocnych do rąk każdego dyrektora polskiego szpitala trafi list z apelem, aby nie zapominali o problemie transplantacji. Jego autorem jest grupa ludzi, którzy rok temu zbierali pieniądze na przeszczep serca u 4-letniego Kacperka. Mimo że chłopiec zmarł, nie doczekawszy się operacji, postanowili działać dalej.
Historia małego Kacperka z Lubelszczyzny, który przez trzy lata czekał na nowe serce i z miesiąca na miesiąc opadał z sił, poruszyła wielu ludzi. W akcję zbierania funduszy na zabieg za granicą włączyło się blisko 200 osób, m.in. informatycy, graficy, tłumacze, dziennikarze i specjaliści do spraw reklamy. Zwykli ludzie, którzy na co dzień pracowali zawodowo, a niemal cały wolny czas spędzali, pracując na rzecz Kacperka. Nagłaśniali jego historię, mówili w mediach o problemie transplantacji, organizowali zbiórki pieniędzy i koncerty charytatywne. Udało im się zebrać aż 350 tysięcy złotych, jednak Kacperek był już zbyt słaby na operację. Zmarł 1 marca tego roku.
„To był dla nas szok, nie przewidywaliśmy takiego zakończenia tej sprawy. Ten chłopiec nie żyje, ale nadal jest w naszych sercach. Wierzymy, że miał ważną misję do wypełnienia. Wierzymy, że nie spotkaliśmy się przypadkowo, dlatego miesiąc temu założyliśmy oficjalnie Grupę Inicjatywną Podaruj Życie” mówi Magda Wilk, marketingowiec z Krakowa. Zebrane dla zmarłego Kacperka pieniądze postanowili przeznaczyć na pomoc dla innych czekających na przeszczepy dzieci i ich rodzin.
Jednym z podopiecznych grupy jest 10-letni Mariusz Stępniak ze Zgierza. Chłopiec od urodzenia choruje na mukowiscydozę i kardiomiopatię roztrzeniową. Jego serce jest coraz słabsze, pracuje już tylko na 13 proc. swojej wydajności. „W każdej chwili może nie wytrzymać, wystarczy zwykły upadek, większy wysiłek fizyczny” mówi jego mama Edyta. W Polsce Mariusz nie został zakwalifikowany do przeszczepu, bo lekarze, którzy nie mają doświadczenia w operowaniu dzieci z mukowiscydozą, uznali, że nie miałby szans przeżycia. Transplantacji podjęli się lekarze w Wiedniu, ale najpierw trzeba znaleźć dla chłopca nowe serce.
Za samą operację wprawdzie zapłaci Narodowy Fundusz Zdrowia, ale rodzice i tak potrzebują wsparcia. „Ludzie z grupy Podaruj Życie stworzyli Mariuszkowi stronę internetową, przygotowali ulotki, załatwili tłumaczenie dokumentacji medycznej, ale przede wszystkim nie pozwalają nam stracić nadziei” – mówi Edyta Stępniak.
Bo Grupie inicjatywnej nie chodzi jedynie o zbieranie pieniędzy. „Przede wszystkim chcemy naciskać na dyrektorów szpitali, którzy muszą zrozumieć, że gdy umiera pacjent, który może zostać dawcą, nie wolno tego zignorować” – wyjaśnia Tomasz Lam, informatyk i dziennikarz radiowy ze Szczecina. „Chcemy także przekonywać zwykłych ludzi, że przeszczep to nic złego, że dzięki temu część ich bliskiej, zmarłej osoby będzie żyła dalej” – dodaje.
Właśnie dlatego wysyłają do wszystkich dyrektorów szpitali list, w którym przypominają m.in. jak ważna jest szybka reakcja lekarzy, gdy umiera pacjent, od którego można pobrać narząd. „Mam nadzieję, że dyrektorzy nie pisma wyrzucą do kosza i zrozumieją, że w Polsce potrzebne są zmiany i trzeba zacząć właśnie od szpitali” – mówi Magda Wilk.
A zmiany są konieczne. W ubiegłym roku w Polsce zmarło 140 osób, które nie doczekały się na przeszczep. To o 40 więcej niż rok wcześniej, a perspektywy na przyszłość są jeszcze gorsze.
Magdalena Janczewskadziennik.pl